Odszedłem od kuchennego pieca trzymając w dłoni talerz pełen naleśników. W drugiej dłoni niosłem słoiczek dżemu z czarnego bzu i truskawek. Postawiłem wszystko na stole i zawołałem Wiedźmę.
-Magio moja zapraszam, chodź coś przekąsić. -Jeszcze chwilka... zaraz przyjdę.
Przyniosłem talerze oraz dzbanek z porzeczkowym sokiem, usiadłem i chwyciłem słoik by go otworzyć. W momencie gdy usłyszałem klik słoikowej zakrętki, weszła ona. Włosy w cudnym nieładzie, rumiane policzki zaokrąglone w uśmiechu i te zielone iskry w spojrzeniu..
-Zaiste jesteś mistrzem naleśników. - rzekła siadając przy stole.
Chwyciła w dłonie jeden placek, posmarowała dżemem i zrolowała niczym cygaro. Ugryzła solidny kęs. Z pełnymi ustami próbowała wypowiedzieć sentencję mającą zapewne wyrazić zachwyt, lecz udało jej się tylko ten zachwyt wymruczeć. Poczułem to w sercu, ale było w tym czuciu coś jeszcze. W gęstwinie wiedźmowego przekazu, odkryłem subtelny promyczek pradawnej, źródlanej mądrości. Jakby mój naleśnik, wyzwolił w wiedźmowej świadomości wspomnienie NAS z przed tysiąca lat.
-Tak Magu, dobrze czujesz. To już było, jest i jeszcze będzie a potem znów. Ten zrolowany naleśnik jest trochę jak nasza wieczność przeżywania niekończącej się chwili. Doświadczam ciebie a ty mnie i smakuje nam to doświadczenie wybornie. Naleśnik jest materialną esencją naszych doświadczeń.
Uśmiechnęła się, całując spojrzeniem moją radość patrzenia na jej umazane dżemem usta.
-Wszystko słyszę wariacie z Miłości. Myślisz, że czemu nie oblizałam dżemu z ust? -Ja nie myśle, ja tylko w cierpliwości skryłem swoje pragnienie...
Kommentare