Stavanger KaftanBlady nyheter 26.08.2018
Mimo iż żyję w Jæren już spory kawał czasu, wciąż odnajduje nowe skarby tego regionu i odkrywam niesamowite historie mieszkających tutaj ludzi. Takie tłuste kąski duchowego pokarmu spadają na mnie zawsze wtedy, gdy ich najbardziej potrzebuję.
W Norwegii, istnieje wiele posiadłości, farm, domów, które są dziedzictwem jednej rodziny od bardzo wielu pokoleń. Tutaj nie było rozbiorów, czy manifestu PKWN, którym komuniści pozbawili właścicieli ich dóbr, tak jak to było w naszej Ojczyźnie. Mamy zatem w Norwegii takie miejsca, które obecne są w historii norweskich rodów, często od wielu setek lat.
Jako, że z zawodu jestem elektronikiem, często mam okazję spotykać ludzi zgłaszających się z prośbą o pomoc w jakimś technicznym problemamie . To stwarza mi niepowtarzalne szanse do poznania tych ludzi od nieco mniej oficjalnej strony.
Dziś podzielę się z wami jednym z moich „tłustych kąsków”, który spadł na mnie w tym tygodniu.
Ostatni czas, jest dla mnie wyjątkowo ciężki, i czuje się zmęczony fizycznie, a także wyczerpany psychicznie. Kiedy przyszedł weekend, wybrałem się na jeden z pobliskich szlaków „za domem” (no może nie dosłownie za domem, ale bardzo blisko miejsca w którym mieszkam). Wyszedłem w niewysokie górki, w poszukiwaniu dobrego zmęczenia, i też po to, żeby odgruzować swojego człowieka. Nieco fajnego wysiłku podczas podchodzenia w górę, głębokie oddechy, krople potu, i fantastyczne napięcie w mięśniach, naprawdę przywracają mi radość życia. Kiedy już dotarłem na szczyt mojego wzgórza Skogafjell, do miejsca w którym uwielbiam siadać i patrzeć na dolinę Jæren, starałem się odszukać punkty w tym krajobrazie, gdzie widać głębokie korzenie ludzkiej obecności.
Jest tam farma, która 200 lat temu należała do małżonków Jørgena i Kristen Sevnveit. Ich małżeństwo nie było szczególnie szczęśliwe. Jørgen był człowiekiem szorstkim, surowym i porywczym. Mieli oni dziesięcioro dzieci, a właściwie jedenaścioro, ale jeden z ich synów utopił się w jeziorze kiedy miał 12 lat. Kristen kochała Jørgena, ale cierpiała z powodu jego szorstkiego charakteru. Mimo to, Kristen uczyła swoje dzieci patrzeć na świat oczami duszy. Przekazywała im swoje piękno, ucząc ich jak dostrzegać dobro we wszystkim co ich otacza. Jørgen jako mężczyzna silny charakterem i ciałem, ciężko pracował na farmie i tego też uczył swoich dzieci. Ich najstarszy syn Ole, zawsze pomagał ojcu w jego obowiązkach, nabywając przy okazji hardości ducha i obowiązkowości, był też pełen dobrych uczuć, którymi nasiąkał słuchając matczynych bajek, i patrząc na nią, jak z miłością troszczy się o ich dom. Ole miał już 21 lat, kiedy w sąsiedniej farmie Olsonów, pojawiła się Marie. Młoda dziewczyna przybyła z Bergen, gdzie pobierała nauki by zostać nauczycielką. Zamieszkała na farmie Olsonów, gdzie miała pracować jako nauczycielka i przy okazji służyć pomocą starszej pani Olson.
To było w niedzielę, w kościele Time. Mieszkańcy okolicznych farm, zjechali się na niedzielne nabożeństwo. Konie i powóz Olsonów, stały uwiązane do żerdzi przy kamiennym murku. Tuż obok nich, swój powóz zaparkował Jørgen. Po skończonym nabożeństwie, jedna z pierwszych, z kościoła wyszła Marie. Wolnym krokiem szła w kierunku powozu Olsonów. Tuż za nią szedł Ole, ukradkiem śledząc Marie wzrokiem. Kiedy Marie przechodziła obok uwiązanych koni, jeden z nich, czymś wystraszony wierzgnął tylną nogą, uderzając Marie kopytem w biodro. Marie upadła odrzucona impetem końskiego kopnięcia. Przerażony Ole, pobiegł w jej kierunku…
Rok po tym wydarzeniu, Ole i Marie siedzieli razem na głazie, na wzgórzu Skogafjell patrząc na dolinę Jæren. Ole tulił dziewczynę do siebie jak najcenniejszy skarb. Jej włosy poruszane wiatrem, łaskotały jego twarz. On, uniesioną prawą ręką, wskazywał na usiany kamieniami fragment ziemi, tuż zaraz za jeziorem. Część farmy, który otrzymał od ojca. Szeptał swojej ukochanej o tym jak będzie ciężko pracować, żeby oczyścić tę ziemię z kamieni, o tym jak wybuduje dla nich dom. O stadzie owiec pasących się na łąkach… Marie czuła się bezpiecznie w silnym objęciu Ole. Była urzeczona harmonią jego natury. Siła męskich ramion, ukształtowanych ciężką pracą na farmie, i delikatna czułość w jego dotyku, kolor jego słów, którymi tak cudownie malował dla niej najpiękniejszy obraz świata. Wszystko to sprawiało że nie pragnęła niczego więcej… Trwali tak razem jeszcze przez długi czas, po czym Ole wziął Mrie na ręce by znieść ją w dół, bowiem Marie od wypadku z koniem, straciła prawą nogę.
Dzisiaj, na Skogafjell, przychodzą ci którzy mówią o Marie i Ole „nasi dziadkowie”. Patrzą na wciąż ten sam krajobraz, w którym zapisze się historia wielu kolejnych pokoleń…
O takich i innych historiach, opowiem wam jeszcze nie raz, po przewędrowaniu nowych ścieżek Norweskiego piękna, i wypiciu kolejnej szklaneczki Whiskey.
Stavanger KaftanBlady nyheter 26.08.2018
Comentarios